Wspomnienie pierwsze “Jak to wszystko się zaczęło”
Najpierw był teren pod budowę. Górka, na której dziś stoi nasz kościół. Teren ten wcześniej należał do kolejarzy i dlatego patronką naszego kościoła jest również św. Katarzyna Aleksandryjska.
Proboszcz przychodził na budowę jak robotnik do pracy, miał przy sobie kanapki na cały dzień. Mieszkał wtedy w wynajętym pokoju w blokach.
Zaczynał od budowy ołtarza polowego, później wokół niego postawiono taką drewutnię. To był nasz pierwszy kościół. Były tam chrzty, śluby, wszystko. To był rok 1989 i wielu rzeczy brakowało. Nie było pieniędzy, materiałów budowlanych. Co miesiąc zbieraliśmy składki na budowę i tak powoli powstawał nasz kościół.
Ksiądz Marek zbudował świątynię, ale to nie bryła była ważna. Proboszcz zbudował wspaniałą świątynię duchową. Był jak dobry ojciec, zawsze dla nas i przy nas. Swoich parafian odwiedzał w szpitalu. Wszystkimi się interesował. Dla niego każdy z nas był ważny. Dziękował za to, że jesteśmy.
Proboszcz namawiał i zachęcał, żeby każdy angażował się w Kościół. Chciał, żeby ludzie byli jak najbliżej Boga. My zakładaliśmy pierwszy krąg wspólnoty Domowego Kościoła. Bardzo dbał o to, żeby robić rzeczy wspólnie. Razem się modlić, razem jeść, razem pielgrzymować.
Chodził do Częstochowy, Swarzewa, Wejherowa. Jeździł na pielgrzymki w Polsce i na świecie. Przez wiele lat był kierownikiem gdyńskiej pielgrzymki do Częstochowy. To on był pomysłodawcą złotej grupy, czyli osób, które nie mogły iść na pielgrzymkę a chciały w niej uczestniczyć.
Na ostatniej pielgrzymce byliśmy razem. Po raz pierwszy miał okazję odprawić mszę św. w kaplicy w Wieliczce 135 m pod ziemią. Bardzo był tym wzruszony.
Ostatnia jego wiadomość była o tym, aby jechać 1 lipca do Gietrzwałdu. Przesłał program uroczystość “Pani Gietrzwałdzka wzywa do Gietrzwałdu”.
Dzielił się tym co miał. Pomagał każdemu kto go poprosił.
Kiedy zapraszaliśmy go na kawę lub obiad zawsze przychodził z wikariuszami. Zależało mu na wspólnocie i byciu razem. Uwielbiał kaczkę i ciasto bezowe.
Wspomnienie drugie “Dobrze, że jesteś”
Proboszcz zawsze stał i czekał przed kościołem. Cieszył się z każdego, kto przychodził. Po mszy świętej mówił: “dobrze, że jesteś”.
Był bardzo dobrym człowiekiem i kapłanem. Wzbudzał szacunek, miał swoje zasady. Nie bał się mówić, tego co myślał.
Zawsze powtarzał, że jak Bóg i Matka będą na pierwszym miejscu, to wszystko w rodzinie będzie dobrze, na swoim miejscu.
Jeździliśmy na pielgrzymki, przychodziliśmy na msze fatimskie, to były niezapomniane chwile. Uważał, że w życiu musi być czas na modlitwę i na zabawę. Przypominał mi wiele razy: “Pamiętaj jedną rzecz: w życiu trzeba być do tańca i do różańca”.
Lubił się śmiać i żartować. Lubił spotkania z ludźmi. Lubił jak kobieta była ładnie i elegancko ubrana. Lubił pływać, ale nigdy nie dał się namówić na morsowanie. Pisał czarnym piórem. Wybaczał i nie pozwalał na kłótnie.
Mogliśmy na siebie liczyć. On nam pomagał i wiedział, że my mu też zawsze pomożemy. Kiedy tego potrzebował, nie wstydził się prosić o pomoc.
W szufladzie w biurku miał słodycze dla dzieci i dużo drobiazgów, które rozdawał. Mam od niego mały różaniec, który noszę w portfelu.
Moja córka nie poznała swoich dziadków, ma tylko dwie babcie. Po pogrzebie Proboszcza powiedziała mi, że tak wyobrażała sobie dziadka. Dobry, kochający, uśmiechnięty i zawsze miał dla niej coś słodkiego.
Wspomnienie trzecie “Pomódl się do Matki”
Przyszedłem do niego w trudnym dla mnie czasie. Nie znałem go dobrze. Poprosiłem o rozmowę, było późno. Proboszcz mnie przyjął. Wysłuchał. Pokazał dwie drogi i kazał wybierać. Nie była to łatwa rozmowa, był ostry i stanowczy. Wstrząsnął mną. Na koniec powiedział: “Masz problem? Pomódl się do Matki.” Ta rozmowa bardzo mi pomogła. Dzięki niemu wybrałem dobrze.
Za jakiś czas razem z kolegą poszliśmy dekorować kościół przed Bożym Narodzeniem i wtedy poznałem go przy pracy. Proboszcz wyznaczył nas do zawieszenia łańcuchów pod sufitem. Staraliśmy się bardzo i kiedy już skończyliśmy, Proboszcz przyszedł i kazał nam wszystko poprawić. Zachowywał się jak kierownik budowy. To był fajny czas.
Był jak prawdziwy ojciec. Z każdą sprawą mogliśmy do niego iść. Był bardzo opiekuńczy. Interesował się każdym. Pytał, rozmawiał. Wyciągał to, co dobre. Mówił tak, że człowiek dobrze się przy nim czuł. Byliśmy ważni, wyjątkowi. Doceniał innych.
Kiedy rozmawialiśmy o problemach rodzicielskich, on mówił: “Ty też kiedyś dojrzewałeś, jaki wtedy byłeś?” “Chyba inny” odpowiadałem. “No właśnie - chyba” kiwał głową i uśmiechał się. A potem dodawał: “Swoich chłopaków musisz zawsze kochać i być z nich dumny”.
Wspomnienie czwarte “Jak w domu”
Na plebanii czujemy się jak w domu. To zasługa księdza Proboszcza. On nam to wszystko zorganizował. Tu jest super atmosfera. Jest tak fajnie, że wielu z nas spędza tu praktycznie całą niedzielę. Kto może przychodzi też w tygodniu.
Proboszcz zawsze o nas dbał. Mamy tu swoje miejsce. Po mszy świętej możemy iść do naszej salki. Jest tam stół do ping ponga, można pograć, pogadać.
Jak przychodziliśmy rano do kościoła, to Proboszcz wołał nas na wspólne śniadanie. To był czas kiedy mogliśmy z nim porozmawiać, pośmiać się, powygłupiać.
Ksiądz Proboszcz wszystkim się interesował. Znał każdego po imieniu. Wiedział co u kogo się dzieje. Pytał jak w szkole, jak egzaminy, jak matura, co w domu.
Był bardzo wyrozumiały i życzliwy. Taki do pogadania. Zawsze pogodny. Pozwalał nam na dużo. Wiedzieliśmy o tym.
Bardzo lubiliśmy śmingus-dyngus. Wtedy było lanie wody po całej plebanii. Po ścianach, po podłodze, a Proboszcz z nami. Oczywiście musieliśmy potem wszystko posprzątać i wytrzeć do sucha. Kiedy już było czysto i szliśmy mu o tym powiedzieć, on wyciągał butelkę z wodą i nas oblewał, i śmiał się. Lubił się śmiać.
Wspomnienie piąte “Zawsze miał czas”
Proboszcz zawsze miał dla nas czas. Cieszył się, gdy przychodziliśmy do kościoła i cieszył się, gdy przychodziliśmy do niego z różnymi pomysłami. Doceniał każdą naszą inicjatywę. Wspierał i pomagał.
Szczególnie ważne były dla niego dzieci. Dbał o ministrantów, o scholę. Organizował wyjazdy wakacyjne, grille, spotkania opłatkowe, kakao i słodkie bułeczki podczas rorat, pyszne ciasto na niedzielę, bale. Było tego bardzo dużo a on starał się być zawsze obecny i zaangażowany.
Zaglądał na każdą próbę “Duszków”. Przynosił dzieciom słodycze. Uśmiechał się i zawsze mówił do nich coś miłego. Żartował z nimi, śmiał się. Chwalił za piękny śpiew. Jednym zdaniem potrafił sprawić, że każdy czuł się ważny. Doceniał to, że ktoś się starał i próbował. Nie zawsze się udawało, ale ksiądz Marek nigdy nikogo nie krytykował. Cieszył się i mówił “Ważne, że jesteś. Wszystko było dobrze.”
Dzieci darzyły go ogromnym szacunkiem. Był dobrym wychowawcą. Upominał łagodnie, nikogo nie zawstydzał, prowadził indywidualne rozmowy. Uczył dzieci szacunku do swoich mam. Zachęcał, żeby każdy zwracał się do mamy “mamusiu kochana”.
Proboszcz bardzo kochał Maryję. Cały czas zapraszał do dołączenia do Żywego Różańca. Mówił, że wystarczy 5 minut dziennie na odmówienie jednej dziesiątki. Chciał, żeby w naszej parafii było jak najwięcej róż.
Różaniec, Anioł Pański i Apel Jasnogórski tak go zapamiętam.
Jeśli chcesz podzielić się swoim wspomnieniem napisz lub zadzwoń do Doroty tel. 608 326 448